Badanie stanu technicznego pojazdu

dodano: 24.08.2011

 

Przepisy mówią jasno. Raz do roku każde dopuszczone do ruchu publicznego auto i motocykl musi przyjść okresowe badanie stanu technicznego. Wspomina o tym Ustawa Prawo o ruchu drogowym. Na pierwszy rzut oka może się nam wydawać, że ten przepis to tylko wyciąganie pieniędzy z naszych kieszeni. Zauważmy jednak, że sens badań jest zupełnie inny - chodzi o wykluczenie z dróg publicznych zagrażających bezpieczeństwu pojazdów. Najprościej mówiąc, takich, które mogą nie tylko zagrażać samemu właścicielowi, ale również innym uczestnikom naszych dróg.

Przeglądy techniczne wykonują wyposażone w specjalistyczny sprzęt stacje kontroli pojazdów, gdzie upoważniony diagnosta szczegółowo rozpisane w rozporządzeniu ministra infrastruktury, płatne badanie pojazdu. Przy zakupie nowego samochodu lub motocykla pierwsze badanie musimy wykonać po trzech latach od momentu zarejestrowania, kolejne po dwóch. Z upływem pięciu lat na badanie musimy stawiać się już raz do roku. Jeżeli pojazd przejdzie je pozytywnie, właściciel otrzymuje wpis w dowodzie rejestracyjnym o wykonaniu przeglądu technicznego, który jest konieczny byśmy mogli uczestniczyć w ruchu po drogach publicznych.

Czym szczególnie interesuje się diagnosta? Można powiedzieć, że wszystkim. Sprawdzane punkty są wyszczególnione w rozporządzeniu ministra infrastruktury z dnia 18.09.2009 roku. Niektórzy właściciele sądzą, że jedna, czy dwie drobne usterki nie zaważą o wyniku badania. Jednak to całkowicie błędne myślenie. Wszystkie brane pod uwagę elementy muszą być sprawne!

 

A co, jeżeli tak nie jest? Wtedy mamy dwa wyjścia. Pierwsze dotyczy sytuacji, kiedy diagnosta stwierdził jakiś nie zagrażający życiu, drobny defekt. Oczywiście pojazd nie przechodzi badania, i w efekcie nie otrzymujemy przeglądu, a kierowca ma 14 dni na naprawę. Jeżeli ją wykona, ponownie stawia się w stacji diagnostycznej i sprawdzany jest jedynie element, który wcześniej nie przeszedł badania. Właściciel płaci tylko 20 zł za dokończenie przeglądu. Dokładniej, po 20 zł za każdy wcześniej wykryty, niesprawny element, jednak suma nie może przekroczyć 98 zł. A jeżeli nie zdążymy naprawić pojazdu w ciągu 14 dni? Cóż, spóźnialscy przechodzą kolejne, już pełne badanie techniczne, równoznaczne z zapłatą kolejnych 98 zł. Drugi scenariusz to sytuacja, kiedy diagnosta stwierdzi, że nasz pojazd poważnie zagraża bezpieczeństwu. Wtedy ma prawo zabrać dowód rejestracyjny i w ciągu trzech dni odesłać go do urzędu, który go wystawił. Efekt? Pojazd musimy transportować lawetą i wykonać stosowną naprawę. Dotyczy to jednak skrajnych przypadków.

Ceny za badanie ustalane są odgórnie przez ministerstwo, każde zatem odstępstwo (szczególnie w górę) nie może być przez nas tolerowane. Warto dodać, że przy każdym badaniu technicznym oprócz opłaty za sam przegląd, pobierana jest także jedna złotówka na CEPIK, czyli Centralną Ewidencję Pojazdów i Kierowców. Ta opłata jest obowiązkowa, a nie stanowi dobroci naszego serca.

Przed badaniem niektóre z powyższych elementów możemy sprawdzić sami. Jeżeli mamy choć minimalne pojęcie techniczne. Na marginesie, obserwować nasze pojazdy powinniśmy znacznie częściej niż raz do roku. Wtedy ustrzeżemy się ponownej kontroli i kosztów.

Istnieją także wyjątkowe przypadki, kiedy nasze np.: auto może zostać odesłane na przegląd techniczny do diagnosty. Jeżeli policjant wystawi nam takie skierowanie, na przykład podczas kontroli drogowej, lub po kolizji. Jeszcze do niedawna badanie techniczne było konieczne przed zarejestrowaniem samochodu sprowadzonego z zagranicy. Od 22 września 2009 roku do rejestracji używanego samochodu z importu wystarczy wydany za granicą dowód rejestracyjny z datą kolejnego badania technicznego. Zmianę przepisów wymusiła Komisja Europejska.

 

Całe badanie daje bardzo dobry obraz tego, w jakim stanie technicznym jest nasze auto, a wraz z nim, poziom naszego bezpieczeństwa na drodze. Cieszy fakt, że z roku na rok jakość samochodów poruszających się na polskich drogach się poprawia. Coraz mniej jest skrajnych przypadków jeżdżących wraków, choć o tym jak przejść przez badanie techniczne nie zaglądając do stacji kontroli słyszał chyba każdy. Diagnosta często uświadamia nas zagrażających naszemu życiu usterkach, traktujmy go zatem nie jak kata-poborcę, ale jak pomocnika.

 

Warto wiedzieć

 
13 punktów - tyle jest dokładnie miejsc, które bada diagnosta. Ich szczegółowe omówienie znaleźć można w rozporządzeniu ministra infrastruktury w Dz. U. nr 227  z 2003 r, poz. 2250. Należą do nich m.in.  sprawdzenie numerów identyfikacyjnych (VIN i rejestracyjne), gaśnicy (uwaga na datę ważności) i trójkąta ostrzegawczego. Później diagnosta przechodzi do sprawdzenia takich elementów, jak oświetlenie. I tutaj uwaga dla tych, którzy na własną rękę montują niestandardowe lampy. Adnotacja o homologacji nie zawsze świadczy, że możemy zakładać konkretne reflektory. Samo świecenie nie wystarczy, sprawne muszą być także wszystkie kontrolki na desce rozdzielczej. Podobnie rzecz ma się z szybami - od niedawna bada się także ich stan przepuszczalności promieni słonecznych. Sprawdzany jest również stan ogumienia oraz karoserii. Bacznym okiem kontrolowany jest także układy wydechowy oraz emisja zanieczyszczeń. Najważniejsze jednak, z uwagi na wpływ na bezpieczeństwo, to stan zawieszenia, układu hamulcowego oraz kierowniczego. Tutaj diagności przyglądają się najskrupulatniej! Zużyte tarcze, przewody, czy luzy z pewnością mogą spowodować, że ze stacji wyjedziemy bez przeglądu. Jeżeli mamy zamontowaną instalację gazową, z pewnością diagnosta zajrzy również i do niej. Musi być szczelna i posiadać homologację zbiornika.

 

Źródło: autoserwis.maport.pl